Jerzy Woźniak
Jerzy Woźniak urodził się w Krakowie, ale dzieciństwo spędził Błażowej na Podkarpaciu. Tam zastał go wybuch II wojny światowej. Od początku 1941 r. działał w strukturach Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej. Po wkroczeniu Armii Czerwonej zmuszony do ukrywania się. W czerwcu 1945 r. przedostał się na zachód i wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych. Podjął także studia medyczne na Uniwersytecie w Innsbrucku, kontynuowane później w Edynburgu. W 1947 r. wrócił do Polski jako kurier WiN. Wkrótce został aresztowany i skazany na śmierć. Po ułaskawieniu przebywał w więzieniu do 1956 r. Po wyjściu na wolność ukończył studia medyczne. Od 1989 r. do śmierci działał w środowisku kombatanckim. Był m.in. Sekretarzem Stanu w Urzędzie ds. Kombatantów, a następnie kierownikiem tego urzędu, oraz prezesem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręgu Dolnośląskiego.
W 2013 r. Ośrodek "Pamięć i Przyszłość" zrealizował projekt przygotowania wirtualnej wystawy historycznej poświęconej płk. Jerzemu Woźniakowi. Wystawa jest dostępna pod adresem: www.jerzywozniak.pl.
Time line

Należę do pokolenia Kolumbów. Pokolenia, które urodziło się tuż po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Ja urodziłem się w 1923 r. Dla mojego pokolenia odzyskanie niepodległości po 123 latach było rzeczą bardzo ważną i długo oczekiwaną. I dlatego młodzież czasu II Rzeczypospolitej na swoim sztandarze zawsze pisała: patriotyzm, miłość ojczyzny i służba ojczyźnie. To były te hasła, które nam przyświecały. W zostaniu patriotą i w zdobyciu wiedzy historycznej pomagała nam szkoła, pomagał nam dom i pomagał nam Kościół. Te trzy elementy sprawiły, że w 1939 r., po przegranej wojnie z Niemcami, ta właśnie młodzież rozpoczęła natychmiast działalność konspiracyjną. To raz, a dwa, rozpoczęła działalność zdobywania wiedzy, ponieważ wszystkie szkoły średnie i wyższe zostały zamknięte przez Niemców.

Sprawa konspiracji. Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że należy podjąć walkę z okupantem niemieckim. Ja mieszkałem na granicy okupacji sowieckiej i niemieckiej, nad Sanem. My tu, po tej stronie, w Generalnym Gubernatorstwie, rozpoczęliśmy działalność konspiracyjną w 1940 r. Konspiracja początkowo polegała na odbieraniu przez radio wiadomości płynących z Zachodu. […] My tutaj początkowo działaliśmy w Związku Walki Zbrojnej, potem, w 1942 r., przekształconym w Armię Krajową. Ja osobiście, będąc członkiem nielegalnej organizacji, najpierw skończyłem Szkołę Podoficerską, a następnie Podchorążówkę na przełomie 1943 i 1944 r.
Z ciekawych rzeczy, to chyba dwukrotnie brałem udział w zrzutach broni i zaopatrzenia z Londynu. To były zrzuty, które docierały do Polski bodaj jeszcze chyba od końca 1941 r. […]
Miałem również szczęście, bo pracowałem jakiś czas na radiostacji, nawet ta radiostacja była u mnie w domu. To był przełom 1943 i 1944 r. […]
Brałem udział w Akcji „Burza”, więc trochę też człowiek postrzelał. Czy celnie, to nie wiem… […] Było kilka walk z Niemcami, którzy usiłowali spacyfikować te tereny. Trochę ludzi, kolegów, zginęło, ale w sumie sukces był, jak uważaliśmy, po naszej stronie.

Wkroczenie Armii Radzieckiej. Wiadomo, w pierwszym momencie to byli sojusznicy naszych sojuszników. Mieliśmy polecenie, żeby się zachowywać uprzejmie, żeby służyć wszelką pomocą i wszelkimi radami, jeżeli chodzi o Armię Czerwoną. Początkowo tak to się odbywało. Niestety, po trzech tygodniach rozpoczęły się aresztowania. Dostaliśmy rozkaz rozwiązania. Zamelinowaliśmy broń, każdy wrócił do domu.
Po mnie NKWD przyszło pod koniec sierpnia 1944 r. Miałem szczęście dlatego, że u mnie w domu kwaterował akuratnie dowódca gwardyjskiego pułku kawalerii. […] Jedliśmy śniadanie rano i jego adiutant uprzedził mnie: „Dziordzia – mówił do mnie – przyszło po ciebie NKWD, uciekaj!”. Wyskoczyłem przez okno i „dałem tyły”. To mnie uratowało od wywózki na Syberię. Od tego czasu się ukrywałem, zmieniłem nazwisko na Jan Nowak…
Rozpocząłem pracę w piekarni, utrzymując dalej kontakty z kolegami z Armii Krajowej. […] W sierpniu dostałem polecenie wyjazdu na zachód w celu przetarcia drogi dla żołnierzy Armii Krajowej, którzy wycofali się ze Lwowa i zamelinowali się na terenie Rzeszowszczyzny. […] Znalazłem się w Murnau w obozie polskich jeńców. Oficerski obóz jeniecki – Oflag Murnau. Tam zostałem przyjęty do Wojska Polskiego.

Okazało się, że w ciągu niecałego miesiąca otworzyły się możliwości rozpoczęcia studiów w Innsbrucku, w Austrii. Zrezygnowałem z prawa i wtenczas, zgodnie z moim zamiłowaniem i zainteresowaniem, rozpocząłem studia medyczne. Pierwszy rok ukończyłem w Innsbrucku. W międzyczasie odnalazłem swojego wuja, pułkownika Smoczkiewicza, który był dowódcą wojsk saperskich w 2. Korpusie u generała Andersa. Wstąpiłem do Armii Andersa, kiedy pojechałem go odwiedzić. No i zostałem żołnierzem Andersa. Pierwszy rok studiów ukończyłem i znalazłem się we Włoszech. Odkomenderowanie dostałem do szpitala w Loreto. Przyjechałem, a komendant szpitala stwierdził: „Kolego, za dwa tygodnie – to był czerwiec – za dwa tygodnie wyjeżdżamy do Anglii, następuje przerzut. Niech sobie pan przynajmniej odpocznie tutaj we Włoszech na ładnym wybrzeżu”. Zadzwoniłem do wuja, zostałem przeniesiony służbowo do Wydziału Oświaty 2. Korpusu, do pana profesora pułkownika Alexandrowicza. To jest obok pod Porto Recanati. I tam, w Porto Recanati, zostałem zastępcą kierownika Centralnej Składnicy Książek Wojska Polskiego. Na tym stanowisku dostałem wtedy do dyspozycji samochód, kierowcę, obiad w kasynie, śniadanie, kolację, wyżywienie, ładne mieszkanie, pokój nad samym morzem. Spędziłem tam lipiec i sierpień. We wrześniu już wyjechałem do Wielkiej Brytanii. To był rok 1946. I tam rozpocząłem studia medyczne na drugim roku w Edynburgu. Ledwo, że zostałem tam przyjęty, jak dostałem pilne wezwanie do Londynu do Ministerstwa Spraw Wojskowych. Zameldowałem się tam. Okazało się, że z kraju przyjechała delegacja podziemia polskiego – WiN-u – z pułkownikiem Maciołkiem na czele. Pułkownik Maciołek to był mój dowódca z czasów okupacji, dowódca naszego podobwodu, więc spotkanie było bardzo miłe. On mówił: „Ja ciebie potrzebuję, ty znasz język angielski, jesteś już trochę wdrożony tutaj w sprawy angielskie i Zachodu, zostaniesz moim adiutantem i sekretarzem”. Tak się zaczęła moja przygoda znowuż inna. Przerwałem studia, wziąłem urlop dziekański na rok i przeniosłem się do Londynu.

Zostałem aresztowany 9 grudnia 1947 r., parę dni po aresztowaniu prezesa Zarządu Głównego WiN – płk. […] Potem przewieźli mnie natychmiast do Warszawy, do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. […] Potem X pawilon, śledztwo. Karzec, bicie. Raz było lepiej, raz było gorzej, ale nie uważam, żebym miał najciężej. Znam kolegów, którzy mieli cięższe śledztwo. […] Kara śmierci. Po trzech miesiącach zostałem ułaskawiony na dożywocie. Zresztą to też był przypadek, ponieważ moja ówczesna narzeczona, która też się ukrywała, spotkała swoją koleżankę – Krystynę Salwinównę – mającą bardzo dobre układy z przyjaciółką Bieruta. I ona mnie ułaskawiła. I nawet MBP pytało, dlaczego mnie Bierut ułaskawił, jak oni nie chcieli. […]
Potem wyjazd do Rawicza, półtora roku. Potem powrót do Mokotowa. Znowuż śledztwo. Wyjazd do Wronek, gdzie spędziłem sześć lat. […]
Po śmierci Stalina udało mi się i mimo mojego wyroku dożywocia, będąc studentem medycyny, zostałem zatrudniony w szpitalu więziennym we Wronkach. I ta praca w szpitalu więziennym dała mi mnóstwo satysfakcji. Tam można było pomagać kolegom […].
Wyszedłem w listopadzie 1956 r. Jako jeden z ostatnich więźniów politycznych opuszczałem wronkowskie więzienie. Trzeciego dnia byłem już tutaj na Akademii Medycznej. Ledwo zostałem przyjęty, reaktywowany na studenta medycyny już we Wrocławiu.

Po 1989 r. od początku działaliśmy tutaj, jeżeli chodzi o odtworzenie organizacji kombatanckich. W 1990 r. odbył się pierwszy światowy Zjazd Żołnierzy Armii Krajowej – okazało się, że jest nas jeszcze 100 tys. Stworzyliśmy związek, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. A to są pewnego rodzaju takie nasze refleksje: środowisko kombatanckie odzyskanie niepodległości, drugiej w XX w., przyjęło z olbrzymią radością i z olbrzymim aplauzem. Dla nas była to data ważna – 1989 r. […]
Potem, za czasów rządów Buzka, pan premier zaproponował mi stanowisko ministra. Potem nastąpiło tam trochę przepychanek… Zostałem wiceministrem. Mnie na ministerstwie, czy wiceministerstwie nie zależało… Jednak się zdeklarowałem. I udało się nam trochę zrobić z Jackiem Taylorem, który był ministrem. Po pierwsze, leżało 60 tys. niezałatwionych wniosków o uzyskanie potwierdzenia kombatanctwa. I było 200 tys. spraw ludzi, którzy mając uprawnienia kombatanckie dawnego ZBoWiD-u nie spełniali wymogów ustawy ze stycznia 1990 r. I odebraliśmy 55 tys. uprawnień kombatanckich ubekom, sędziom, więziennictwu itd. Zrobiliśmy wszystkich kolegów z konspiracji oficerami, zgodnie z tym, jak zrobił Piłsudski w stosunku do powstańców styczniowych.
Całe nagranie dostępne jest w Archiwum Historii Mówionej Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”.

